Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   57
                       

Wojciech "Sashh" Felczak


Witajcie drodzy kom... i już zły początek...Witam wszystkich fanów emulacji! W tym numerze w związku ze zwiększeniem ilości tekstów przez moich kochanych naczelnych (ile za to dostanę? :>) goszczę w Emu Farmie, czyli dziale ogólnie z grubsza pobieżnie rzecz ujmując bardzo pokrewnym z Głową w Mur. Tematem moich dzisiejszych wypocin będzie gra przez jednych kochana przez innych znienawi... tfu! Czy istnieje osoba, która zagrawszy w ten automatowy hicior nie pokochałaby go od pierwszego wejrzenia? Zapraszam do lektury.



Zaczęło się to dziesięć dobrych latek temu, gdy moim środkiem lokomocji był granatowy wózek dla niemowląt z napędem na cztery koła, a większości dzieci na podwórku pojęcie „konsoli” było całkowicie obce (wiem, że dużo osób nie wierzy ale tak kiedyś było...). Pewna firma o dźwięcznej nazwie Nazca niezbyt w szerokim Świecie znana stworzyła prostą gierkę platformową, jakich pełno było w bardzo popularnych swego czasu w Polsce „Salonach gier”. Od całej konkurencji różniła ją świetna grafika, niesamowita muzyka i efekty dźwiękowe oraz olbrzymia dawka miodu i boska wręcz grywalność. Te kilka czynników połączonych w jedną całość dawało właścicielom bud z grami 100% frekwencję w okolicach automaty z METAL SLUG.



Od tego czasu minęło dziesięć długich lat. Większość polskich „gralni” już zniknęła albo ma się ku upadkowi. Nie ma co się dziwić – po co iść do salonu, tracić kasę i w stresie wysłuchiwać uwag natrętów, że „mógłbyś się trochę pośpieszyć bo inni też chcą pograć” a od właściciela usłyszeć, że „jak chcesz popsuć automat (który i tak zwykle jest w stanie dalekim od doskonałości), to spadaj do innego salonu”, skoro można w zaciszu cieplutkiego domku ściągnąć sobie z netu rom gry, emulator i w spokoju oraz bezstresowo pograć w ulubioną grę z odległych czasów... Tak więc nie ma się czemu dziwić, że Pan Wszechmogący Właściciel nie ma pieniążków na zakup kolejnych maszyn do gry i modernizację obecnych, a już na pewno nie na zakup nowych gier. W końcu po co kupować nowe za grube pieniądze, skoro i tak przyjdzie jakiś tatuś z dzieckiem, któremu niska ilość pikseli nie przeszkadza i pobawią się tym co już ma. Ale co ma zrobić biedny gracz, którego może i byłoby stać na wydanie kilku/nastu/dziesięciu złotych na kontynuację jego ukochanej gry z dzieciństwa, ale której żaden uroczy pan z salonu kupić po prostu nie zamierza?
Odpowiedź jest prosta – ściąga rom. Nie będę tu przykładem „największego w Polsce czasopisma o grach komputerowych” moralizował, że to się nazywa warez, że to jest złe, be i fuj, skoro wszyscy to doskonale wiedzą. Uczciwość uczciwością, a życie życiem i prawda jest taka, że gdyby nie łaskawi panowie dumperzy i mój dostawca Internetu (pozdrawiam ;>) to zamiast nowych gier na automaty moglibyśmy sobie pograć w te już stare (choć wciąż jare, ale co to za pociecha) produkcje, które już w kraju mamy i w gry, które od jakiegoś czasu opisuję moglibyśmy pooglądać jedynie na obrazkach lub poczekać aż ich ulepszona wersja za kilka lat wyjdzie na jakiejś konsoli (przykładem niech będzie zabójczy refleks PLAYMORE, które właśnie wydało KING OF FIGHTERS 2001 na ps2 - heil!). Jak zwykle trochę zdarza mi się odbiec od tematu, ale lubię się podzielić czasem moimi skromnymi myślami dotyczącymi emulacji z czytelnikami (a teraz zamknąć mordy i słuchać, bo jak nie to... ups :>). Przejdźmy jednak do meritum jakim jest recenzja tego w co w Polsce na pewno sobie na automatach nie pogramy, czyli piątej już części superprzebojowej serii strzelanin typu scroll-up – METAL SLUG 5.



Po poprzedniej – wyjątkowo słabej i beznadziejnej – części czwartej, większość graczy (w tym, muszę się przyznać, ja) nie oczekiwała żadnych rewolucji, rewelacji, a już na pewno nie wielkiego hitu. Powróciły zawsze w takich wypadkach modne teksty o „skomercjalizowaniu”, czy „odcinaniu kuponów, itp. itd. METAL SLUG 5 nie był też wydarzeniem, które w oficjalnych materiałach SNK-PLAYMORE zajmowałoby jakąś tam pierwszą pozycję. Ot taka sobie niezła kontynuacja. Owszem małe zamieszanie, jak przy każdej produkcji było – kilka filmików, trochę więcej screenów i jak zwykle oficjalna strona producenta. Jednak w głębi duszy każdy chciał, żeby nowy MS był „czymś” a nie tylko gniotem którego wypada ukończyć po prostu „z obowiązku” (co to za niby fan emulacji, który w najnowszego SLUGA nie zdążył pograć...). Malkontenci po części mieli trochę racji – przyznam bez bicia, że „piątka” superhitem nie jest. Jest za to solidną produkcją, o niebo lepszą od czwórki ale niestety nie dorównującą absolutnemu szczytowi formy jakim był genialny IMNSHO MS3.
Ale zacznijmy jak zwykle od początku – czyli zmiany. Zmiany, których nie ma wiele, czego można było oczekiwać, ale nie jest ich tez tak znowu mało. Pierwsza to bohaterowie. Po nieudanym eksperymencie z Nadią i Trevorem, którzy mało komu przypadli do gustu, SNK powraca do starych dobrych znajomych, czyli Tarmy (Tarma, jupi! Znowu gram Tarmą!) i Eri. Nie to żebym miał cos do ich „wymienników” ale gra „jednookim kozakiem” jest dużo bardziej zabawna, mimo iż tradycyjnie żadnych różnic między postaciami nie ma. Kończąc temat bohaterów i ich umiejętności – absolutnym novum niespotykanym od części pierwszej jest nowa umiejętność. Oprócz strzelania, skoków, rzucania granatem, pływania, obsługiwania metal slug’ów i ciachania wrogów nożem, nasz heros ma także opcję „ślizgu”. Polega ona na tym, że podczas klęknięcia (czyli przytrzymania strzałki w dół) naciskając klawisz odpowiadający za „skok” nasz bohater „ślizgnie się” kilka metrów do przodu, unikając tym samym wrogich pocisków na wysokości klatki piersiowej. Co więcej, podczas ślizgu mamy także możliwość strzelania z aktualnie posiadanej broni, co wydatnie zwiększa wartość bojową „komandosa”. Mimo tych walorów, ja tego „skilla” (hmm, chyba te godziny z DIABLO 2 robią swoje...) używałem dość rzadko, gdyż po prostu nie byłem przyzwyczajony w natłoku walki do myślenia o nowej super-zdolności bojowej, ale pewnie to wina zbyt małej ilości godzin spędzonych przy MS5 i niedługo w poprzednich częściach zacznie mi brakować tej zdolności. Kolejną nowością jest lekkie zmodyfikowanie (ale naprawdę nieduże) działania niektórych rodzajów pukawek, wzmocnienie jednych (n.p. rakietnica ma trochę większą siłę uderzeniową) i osłabienie drugich (np. laser-gun ma trochę mniejszy promień, itp.).
Genialnym pomysłem jest także dodanie nowego pojazdu. Nie jest to badziew, typu wózek widłowy czy maszyna wiertnicza z „czwórki” ale fantastyczny czołg jeżdżąco/chodząco/latający (tak jest!), wyposażony w machine-guna, wielkie noże i rakiety. Po prostu cudo! Przeciwnicy także są nowi. To już nie ci sami pocieszni żołnierze co w poprzednich częściach. Dołączyły także bardziej niemiłe kreatury, typu śmiercionośne robale i żołnierze a'la zombie (MS), którym nie wystarczy jedna kulka by zginęli i zaczynają walczyć na nowo. Niestety wielkim minusem jest usunięcie milusińskich typu mumie, ufo (ogólnie cały ten wątek szlag trafił, co w sumie chyba jest trafionym pomysłem, tym bardziej że wątek ten został „zgrabnie” zakończony w części trzeciej), zombie a także yeti. Doszli także „sataniści” (tu pozdrawiam wszystkich „satanistów” z Poznania i okolic ;>), czyli najzwyczajniej mówiąc przedstawiciele jakiegoś mrocznego kultu, którzy mają dużą chrapkę aby podbić Świat. No cóż, Murden pobity, ufoki zdechły, dobrze, że w końcu ktoś chętny do podbicia Ziemi, bo już się powoli nudzić zaczynało ;>. Nowa sekta to także nowi bossowie. W tym miejscu chyba najmniej innowacji. Mamy olbrzymi czołg, kolejny olbrzymi czołg, i jeszcze jeden (małe uproszczenie na potrzeby tekstu, ale to „coś” chyba ostatecznie pod czołg można podczepić) , samolot (tu walka przeniesie się w przestworza) oraz bossa końcowego. Wiem, że slogany typu „tego się nie da opisać słowami, musicie to sami zobaczyć” są trochę nudziarskie i monotonne ale mogę zapewnić, że do tego przeciwnika pasują idealnie. Jeśli „latający demon, z czaszką która pluję śmiercionośnymi odpadami” znaczy „dziwny” to ten przeciwnik z pewnością taki właśnie jest. Postać „trochę z innej bajki”, dziwny akcent na zakończenie gry, ale polecam zobaczyć samemu do czego jest zdolny. Poziom trudności jest standardowy, ale jeżeli Wam mało, zawsze możecie zmienić go sobie w ustawieniach emulatora. Radzę mimo wszystko zostawić automatycznie ustawiony, a jeżeli zejdziecie poniżej 5 żetonów (jak dla mnie na razie „mission imposible”, ale poczekamy, zobaczymy) – zmieniajcie śmiało ;>.



Co do samej rozgrywki mała informacja, ponieważ wielu jak sądzę czytelników, którzy na co dzień grają w gry z trochę innej półki może nie wiedzieć czym jest owy nazywany przeze mnie boskim, METAL SLUG. Zasada gry jest śmiesznie prosta. Dysponując jednym żołnierzykiem wyposażonym jedynie w nóż i pistolet oraz kilka granatów mamy przedzierać się przez zastępy (czy nawet hordy) wrogo nastawionych do nas żołnierzy (o tym mogliście przeczytać przed chwilą) i wykonać pięć misji w różnych częściach globu, których celem jest walka z pięcioma bossami (czyli po naszemu: „wyjątkowo silnymi skurczybykami”) i uratowanie świata, bla bla bla. Standard. Gra toczy się w dwóch wymiarach a nasz żołnierzyk przedostaje się z jednej strony ekranu na drugą dysponując najnowszym sprzętem wojskowym. Jeżeli to dla Was nic-nie-mówiący-o-grze bełkot, to ściągnijcie sobie METAL SLUGA i na własną rękę przekonajcie się, jak tak prosta formuła, może przerodzić się w grę do której się powraca i która nie chce się człowiekowi znudzić.
Na koniec kilka słów o oprawie audio i video. Tu bez żadnych rewolucji, czyli rewelacyjnie. Gra chodzi bardzo płynnie na starszych komputerach (co prawda to akurat zasługa w głównej mierze emulatora – NeoRAGEx jak zwykle na stanowisku), grafika jest świetna, trochę komiksowa, ogólnie mówiąc: każde zmiany byłyby niewskazane, bo to jeden z najmocniejszych punktów programu. Wszelkie wybuchy to po prostu raj dla oczu. Muzyka to głównie nowe kawałki, ale wytrawni METALSLUG-maniacy znajdą parę remixów z poprzednich części, choć nowym propozycjom programistów nie sposób nic zarzucić – kawałki są świetne i jeżeli ktoś z Czytelników SS-NG miałby namiary na soundtrack or sth to byłoby bardzo miło gdyby się ze mną tym podzielił ;>. adwokat do sprawy o alimenty z łodzi



Kończąc tę przydługą recenzję pragnę polecić serię METAL SLUG każdemu graczowi – jest to absolutna klasyka, która dzięki możliwości emulowania jej na domowym komputerze stwarza nieziemską frajdę, zawsze gdy mamy ochotę miło spędzić czas, lub po prostu rozładować swoje emocje. Bicie wszelakich rekordów, typu najmniej zużytych żetonów, najwięcej zdobytych punktów, czy najwięcej uwolnionych więźniów jest bardzo wskazane, szczególnie gdy na jednym komputerze gramy ze znajomym, kiedy to gra naprawdę nabiera rumieńców. Oprócz METAL SLUGA tylko PeCetowe WORMS’y potrafiły sprawić taka frajdę każdemu komu proponowałem rozgrywkę. Czas przeznaczony na METAL SLUG 5 nie będzie czasem straconym, o czym zapewniam wszystkich niedowiarków.

Przy okazji tej gry zapraszam wszystkich fanów METAL SLUG i emulacji na współtworzoną przeze mnie stronęwww.metalslug.gry-online.pl - recenzje, porady, sekrety, kody i oczywiście gry + emulatory. Słowem: wszystko czego potrzebujecie by przeżyć wspaniałą przygodę! POLECAM!


Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   57